Perfekcjonizm może być pułapką i ciężarem, a co więcej nie mieć nic wspólnego z profesjonalizmem. O wadach perfekcjonizmu w pracy, o tym, jak się od niego uwolnić, porozmawiam z Martą Iwanowską-Polkowską: trenerką w biznesie, psycholożką, certyfikowaną coach’ycą (PCC ICF), facylitatorką podejścia Playing BiG wg. Tary Mohr, autorką podcastu #urzeczywistnijswojeja, jak również kart do pracy coachingowej „Drzwi do JA” oraz „Ludzki Rozwój – Ludzka Zmiana”.
Justyna Kaczmarczyk: O perfekcjonizmie w sferze zawodowej mówi się stosunkowo rzadko. Tymczasem jest to realny problem. Myślę tu chociażby o przesadnej dbałości o jak najlepsze wykonanie powierzonych zadań czy obowiązków w pracy, wewnętrznej presji bycia bezbłędnym, braku przyzwolenia na błędy. A propos, czy Twoim zdaniem przeczytanie maila koniecznie przed jego wysłaniem, by upewnić się, czy aby przypadkiem nie ma w nim żadnego błędu, literówki, to jest niezdrowe podejście?
Marta Iwanowska-Polkowska: Zacznijmy od początku. Czym jest perfekcjonizm? Perfekcjonizm zaczyna się, gdy sprawdzaniu tego przysłowiowego e-maila towarzyszy duże napięcie, obawa przed tym, co się stanie, jeśli ta literówka się tam pojawi. Szczególnie obawa przed krytyką ze strony osoby, która ten e-mail przeczyta (i nie daj Boże) tę literówkę czy ten błąd znajdzie i wytknie w informacji zwrotnej. Tutaj warto posiłkować się rozróżnieniem.
Otóż perfekcjonizm to nie jest to samo co profesjonalizm. Profesjonalizm jest zdrową postawą. To dbałość o jakość swojej pracy, dbałość o własny rozwój, dbałość, żeby wykonywać swoje zadania najlepiej jak potrafię, ale z poczuciem, że ja tego chcę, że na tym mi zależy, że mi to też sprawia przyjemność. Na pierwszy rzut oka perfekcjonizm od profesjonalizmu nie różni się niczym… Ale jak przyjrzymy się bliżej osobie, która działa perfekcyjnie, to zobaczymy, że w jej działaniach pojawia się lęk, niepokój, niepewność, wstyd czyli obawy przed tym, jak ocenią ją inni. To one są takim „napędzaczem” do perfekcyjnego zachowania.
Przykładowo, jeżeli popełnimy błąd, warto przyjrzeć się swojej reakcji. Załóżmy, że w wysłanej przez nas wiadomości będzie literówka, jakaś nieścisłość i ten e-mail wróci do nas. Perfekcjonista zareaguje na tę sytuację właśnie napięciem, strachem. Będzie chciał to ukryć, może będzie chciał przerzucić winę za ten błąd na coś albo kogoś. Od razu pomyśli o sobie: Jestem głupia, Jestem beznadziejny, Jak ja mogę robić takie błędy?!. A profesjonalista po prostu uśmiechnie się i powie: Ok, przepraszam, Mój błąd, Moja pomyłka, Zaraz to doprecyzuję, Zaraz to zmienię. Podejdzie do tej sytuacji na spokojnie, na zasadzie: Każdemu może się zdarzyć, będę o tym pamiętać następnym razem. I tu nie chodzi o lekceważenie, niedbałość, ale o potoczny „zdrowy dystans” do siebie. Zdrowy, czyli obok profesjonalizmu pełen wyrozumiałości.
Perfekcjonizm to nierzadko swoista blokada dla szeroko pojętego rozwoju. Zamiast przejść z jednego zadania na drugie, często „dumamy” nad tym, jak zrealizować je wystarczająco dobrze. Stajemy się zwyczajnie mniej produktywni. Odnoszę wrażenie, że w ten sposób pogrążamy się w tym, co tak naprawdę moglibyśmy wykonać na 60-70% swoich możliwości i iść dalej. Czy takie podejście pozwoliłoby nam osiągnąć znacznie więcej?
Tak, tutaj się absolutnie zgodzę. Perfekcjonizm bywa silną blokadą przed rozwojem. Bo jak działać odważnie, śmiało, jeżeli ciągle z tyłu głowy mamy myśl, że jeśli coś nie jest perfekcyjnie zrobione na 100%, 115%, a nawet 120%, to nie możemy tego puścić dalej – przekazać czy pokazać komuś? Mówiąc metaforycznie, perfekcjonizm to „polerowanie” czegoś na wysoki połysk, nawet jeśli to nie jest oczekiwane. Perfekcjoniści boją się pokazać pewne rzeczy na etapie prototypu, na zasadzie: O rozważam taki pomysł. Co o tym myślisz?. To stałe oczekiwanie najwyższego poziomu, w każdym, czy w prawie każdym obszarze naszego działania. Podkreślę raz jeszcze, wybieranie „polerowania”, zamiast testowania różnych pomysłów, idei.
Perfekcjonizm bywa bardzo męczący… Presja, lęk to nic innego jak dodatkowe „tony” obciążeń, które mogą sprawić, że nasze pomysły nie będą tak zachwycające jak te stworzone z nutką przyjemności i radości działania, eksperymentowania. Łatwo to zaobserwować u dzieci. Dzieci nie są perfekcjonistami. Dzieci po prostu się bawią, testują, malują, kombinują, budują. Przez to mogą się uczyć i rozwijać. A my dorośli?
Warto zadać sobie takie pytanie, z ilu pomysłów w swoim życiu (zawodowym i osobistym) zrezygnowaliśmy tylko dlatego, że oczekiwaliśmy od siebie, albo zakładaliśmy, że ktoś oczekuje od nas perfekcyjnego wyniku? To może dotyczyć tego, jak ubraliśmy się na imprezę rodzinną, czy jakie ciasto upiekliśmy na urodziny swojego dziecka.
Niemniej efekt rezygnacji z pomysłów najbardziej wpływa na nasze życie zawodowe. Warto się zastanowić, ile opcji odrzuciliśmy tylko dlatego, że baliśmy się tego, że nie są perfekcyjnie przygotowane i że zostaną źle odebrane przez innych.
Zaryzykuję stwierdzenie, że postawa perfekcjonisty zabija w nas kreatywność. Nieustanne podnoszenie sobie poprzeczki, wykonywanie zadań na 200%, nadgodziny – możemy powiedzieć, że w ten sposób ograniczamy naszą wyobraźnie? Nie ukrywam, że nawiązuję tu poniekąd do zawodu marketingowca i PR’owca – każdy z nich powinien być niesamowicie kreatywny. Strategie, kampanie za każdym razem muszą być inne, świeże, wzbudzające pożądane emocje. Tu nie ma miejsca na rutynę, nudę, powielanie schematów. Jak zatem nie stracić tej kreatywności, przebojowości, zdolności kreacji, kiedy perfekcjonizm bierze górę?
To jest bardzo trudne pytanie. Odwróćmy je i zapytajmy siebie, przypomnijmy sobie – kiedy bywamy najbardziej kreatywni, kiedy powstają nasze najlepsze pomysły? Albo jeżeli kiedyś powstały nasze najlepsze pomysły – to w jakich warunkach to się działo? Czerpiąc z odpowiedzi, jakie słyszę na sesjach, okazuje się, że nasze najlepsze pomysły powstają, kiedy słuchamy swojej intuicji, wrażliwości, kiedy „czujemy dany pomysł”. Nasze najlepsze pomysły powstają też, kiedy albo nie obawiamy się krytyki, opinii innych, bądź gdy mamy ufność, że jeżeli krytyka się pojawi, to ją udźwigniemy. Ale nasze najlepsze pomysły powstają też wtedy, gdy jesteśmy wypoczęci! Wypoczęci nawet na takim bardzo podstawowym poziomie – czujemy, że jesteśmy wyspani, dobrze najedzeni, że nasze ciało jest „zaopatrzone” w odpowiednią ilość ruchu i swobody.
I dlaczego odwróciłam pytanie? Dlatego, że perfekcjoniści bardzo często odwracają się od swojej intuicji i mocno kierują się tym, co wypada, co należy. Perfekcjoniści bardzo często działają pod dyktando innych, pod opinię innych i bardzo przejmują się krytyką. Toczą cichą walkę o uznanie innych, odcinając się od tego, co czują. Perfekcjoniści to też często „pracusie” odcinający się od podstawowych potrzeb, nie troszczący się o siebie. Działają na dużym zmęczeniu, a zmęczony mózg nie będzie generował dobrych pomysłów – w dużym uproszczeniu oczywiście.
Jeżeli czujemy, że perfekcjonizm może nas dotyczyć, to czas na zmiany! Czas na pracę rozwojową, która wcale nie jest łatwa. Od czego zacząć? Na nowo siebie słuchać, radzić sobie z krytyką, nauczyć się dbania o siebie i szacunku do siebie.
Często mówi się, że jak ktoś jest od wszystkiego, to jest od niczego. Tymczasem perfekcjoniści właśnie dążą do tego, by stać się wielofunkcyjni. Nie potrafią odpuścić, skupić się na priorytetach – wmawiają sobie, że wykonywanie kilku czynności na raz to zaleta. Wierzysz w wielozadaniowość? Czy Twoim zdaniem dobrze jest odejść od multitaskingu w pracy?
Osobiście nie wierzę w wielozadaniowość. Coraz więcej mówi się o tym, że multitasking jest procesem bardzo nas obciążającym i wcale będąc „multizadaniowcem”, nie jesteśmy efektywni. Dlaczego perfekcjonizm jest w bliskim związku z multitaskingiem? Otóż perfekcjoniści to często osoby o niskim poczuciu własnej wartości, którzy nie potrafią powiedzieć: Jestem OK, tylko dlatego, że istnieję, Jestem w porządku, po prostu. Perfekcjonista cały czas musi coś udowadniać sobie, komuś, albo sobie i komuś. Multitasking jest kolejnym oczekiwaniem, które perfekcjonista próbuje spełnić. Kolejnym oczekiwaniem, które sobie narzuca.
Jak sobie z tym radzić?
Po pierwsze, zobaczyć koszty multitaskingu, takie jak spadek efektywności, zmęczenie, rozdrażnienie, wydłużony czas realizacji zadań. Po drugie, pozwolić sobie na to, żeby powiedzieć o sobie: Jestem OK, kiedy coś odpuszczam, kiedy coś deleguje, kiedy coś robię na niższym poziomie, kiedy nawet o czymś zapomnę, kiedy robię coś dłużej. Powtarzać sobie: Jestem OK nawet, jak nie jestem multitaskowcem. Wiem, to nie jest łatwe zmienić podejście do siebie i świata. Ale warto!
Podczas Twojego webinaru pt. „Perfekcjonizm. Jak z nim dobrze żyć?” nie zawahałaś się nazwać samą siebie „perfekcjonistką na odwyku”. Zdradzisz, w jakim momencie życia uświadomiłaś sobie, że dałaś się złapać w sidła perfekcjonizmu? Czy w jakikolwiek sposób przenikał on, wkradał się do Twojej pracy zawodowej?
Perfekcjonizm dotykał mnie zarówno osobiście, jak i zawodowo. Rozpoznałam go u siebie po tym, że robiąc różne rzeczy, kierowałam się przede wszystkim tym, jak to zostanie odebrane i ocenione przez innych. To sprawiało, że tak naprawdę czułam, że tracę przyjemność pracy. Niby robiłam coś, na czym się znałam, w czym odnosiłam sukcesy, za co byłam uznawana przez innych, ale no właśnie… Zaczęłam zauważać, że to mi nie daje radości, a uznanie innych było miłe, ale było ulotne. Zauważyłam też – i to było najbardziej kluczowe – że perfekcjonizm powodował u mnie tak duże napięcie i tak dużą presję, że stawałam się nie do wytrzymania dla innych – w pracy i w domu. Szczególnie w domu.
I dostrzeżenie tego wpływu, mojego perfekcjonizmu na rodzinę, mnie „obudziło”. Kolejnym krokiem było to, co jest pewnie najtrudniejsze… Akceptacja. Akceptacja siebie taką jaką jestem ze wszelkimi niedoskonałościami, które mam. Akceptacja braku jakichś umiejętności, akceptacja zmęczenia, spadku motywacji.
A kolejnym krokiem, etapem?
Słuchanie siebie, swojego głosu. Wsłuchiwanie się w to, co ja naprawdę lubię, czego nie lubię, co chcę robić, czym chcę się zajmować. Jak zaczęłam się temu przyglądać, okazało się, że nie muszę pewnych rzeczy robić – mogę je mówiąc kolokwialnie „olać”, odpuścić albo oddelegować. I to jest OK. Jezu, jakie to jest uwalniające! No i tutaj się zaczęła zmiana…
Ważne jest, żeby podkreślić jeszcze jedno. Dlaczego tak ważne jest słowo „odwyk”? Dlatego, że perfekcjonizm uzależnia – uzależniamy się od gratyfikacji ze strony innych, poklasku, zadowolenia, uznania. Uzależniamy się od słów: Super, Marta!, Marta jest najlepszą konsultantką w temacie XYZ. Trzeba się od tego od-uzależnić.
Jak to zrobić?
Ukochać siebie bez działania, bez zewnętrznych nagród. Zacząć samemu doceniać siebie, nie tylko za efekty, ale również za zaangażowanie, chęci, postępy. Słuchać siebie i swojego zmęczenia. Wiem, łatwo powiedzieć.
Wiem, że jesteś inicjatorką, propagatorką hasła: Urzeczywistnij swoje JA. W jednym z podcastów powiedziałaś, że perfekcjonizm blokuje nas przed urzeczywistnieniem własnego JA. Co przez to rozumiesz?
Zacznę od definicji. Urzeczywistnianie swojego JA, to jest taki proces, w którym mamy odwagę pokazać, to kim naprawdę jesteśmy – zarówno swoje emocje, myśli, pomysły, kompetencje, sukcesy, jak i wątpliwości. I większość z nas chce siebie urzeczywistniać, ale nie robimy tego z wielu powodów. Jednym z nich jest właśnie perfekcjonizm, bo on stawia przed nami dwa oczekiwania. Jedno, by urzeczywistniać tylko (podkreślam tylko) to, co jest perfekcyjne. Drugie, by urzeczywistniać to, co jest tylko akceptowane, uznawane przez innych. A to skazuje nas na wieczne „polerowanie”, „szlifowanie” swojego JA, co wcale nie musi się skończyć jego urzeczywistnieniem. Urzeczywistnienie swojego JA zaczyna się wtedy, gdy mamy odwagę powiedzieć sobie: Pokażę siebie taką/ takim, jaką/ jakim jestem nawet ze swoimi niedoskonałościami tu i teraz, dlatego że tego chcę i wytrwam w negatywnej ocenie ze strony innych.
Zastanawia mnie, jak liderzy, osoby sfokusowane na swojej pracy powinny „obchodzić się” z perfekcjonizmem. Doskonale wiesz, że w biznesie codziennie z kimś rywalizujemy, konkurujemy? Czy uważasz, że w tym „wielkim świecie” nie ma miejsca ani na duże, ani też małe błędy, a już na pewno na stracony czas?
Wydaje mi się, że powinniśmy uczyć się akceptowania tego, że błędy będą się pojawiać i że są one po prostu elementem życia. Każdy proces zmiany, rozwoju, budowania czegoś nowego, to jest jakiś zbiór sukcesów i porażek. Myślę, że to gubi nas w biznesie, że oczekujemy, że my sami i ludzie, którzy nas otaczają np. nasi współpracownicy, pracownicy będą robić wszystko, od razu, natychmiast, perfekcyjnie, bez chwili wątpliwości, błędów i nawet najmniejszej skazy czy porażek. A tak się nie da funkcjonować. Pierwszą rzeczą, którą musimy zaakceptować jest to, że te błędy będą się pojawiać. Perfekcjonizm daje złudzenie, że perfekcyjne działania uchronią nas przed wszystkimi błędami. Ale to tylko złudzenie. Błędy będą się przydarzać.
Jeżeli pracownik popełnia błąd, sprawdźmy, dlaczego do tego doszło. Bardzo rzadko jest to intencjonalne działanie. Ludzie naprawdę popełniają błędy, dlatego że są ludźmi…
„Odpuszczenie perfekcjonizmu” nie polega na tym, że my teraz odpuścimy ludziom błędy, zaczniemy mówić: Możemy wszyscy popełniać błędy, ale na tym, że zmieniamy stosunek do tych błędów. Przestańmy je traktować jak przysłowiowy koniec świata i pretekst do tego, żeby pracownikowi metaforycznie „uciąć głowę” tak, jak to było w średniowieczu. Przejście z perfekcjonizmu na profesjonalizm wiąże się ze zrozumieniem, że błędy to okazja do refleksji. Zastanówmy się zatem, czego te błędy nas uczą, co nam pokazują o nas i naszej pracy, jak rozwijają pracownika, ale też nas jako zespół.
Zauważmy, że perfekcjonizm prowadzi do myślenia zero-jedynkowego – albo działamy na 120% i wszystko jest perfekcyjnie, nie ma totalnie błędów, albo jak nie będziemy działać perfekcyjnie, to stracimy kontrolę i będziemy (że tak to ujmę) „wyluzowanymi hipisami”, którzy w ogóle nie ogarniają biznesu (nie mam nic do hipisów J). Tylko, że pomiędzy 0% a 120% jest coś jeszcze pośrodku. Mam tu na myśli taki sposób działania, w którym rozumiemy, że błędy się pojawiają i podchodzimy do nich z rozsądkiem jak do lekcji. Nie palimy na stosie czy nie ucinamy głowy osobie, która popełni ten błąd.
W swoim webinarze przywołałaś słowa Elizabeth Gilbert, które brzmiały następująco: Nie da się osiągnąć perfekcji. To mit i pułapka – kołowrotek chomika, w którym zabiegasz się na śmierć. Opierając się na tych słowach, podejrzewam, że od postawy perfekcjonisty niedaleka droga do wypalenia zawodowego. Mam rację?
Tak, często perfekcjonizm to jest prosta droga do wypalenia zawodowego. Oczywiście wypalenie to jest bardzo duży temat, o którym niezależnie warto mówić, ale wypalenie bierze się głównie stąd, że stawiamy sobie, albo stawiane są nam nieadekwatne, bardzo wysokie oczekiwania, którym nie możemy sprostać, ponieważ nie mamy odpowiednich zasobów w postaci czasu, energii, umiejętności czy materiałów. Jesteśmy też osamotnieni w działaniu. Mamy poczucie, że musimy sprostać tym oczekiwaniom w samotności, a perfekcjoniści (to wyróżnia perfekcjonistów) rzadko proszą o pomoc. Pojawia się też multitasking, o którym mówiłyśmy wcześniej. Zdarza się, że dopiero doświadczenie wypalenia jest bodźcem do zmiany dla wielu perfekcjonistów.
Czy jako coach’yca, trenerka, psycholożka próbujesz „zaprogramować” swoich klientów, a może samą siebie na przykład na… odpoczynek, relaks po pracy? Czy Twoim zdaniem tzw. work-life balance odgrywa duże znaczenie w życiu tych osób, które wyraźnie stawiają na karierę?
Tak, często pracuję z moimi Klientami w tematach powiązanych z odpoczynkiem, szukaniem równowagi, choć od razu chcę zaznaczyć, że balans wcale nie oznacza dla mnie, tego, że jest czegoś po równo, ale raczej według potrzeb. Dlatego poprzyglądajmy się temu, czy my w ogóle mamy czas na „life” oprócz „work” albo temu czym jest dla nas „life”. Tu pojawia się moje hasło #nażyćsię. Procesy powiązane z work-life balance czy #nażyćsię to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co nas tak naprawdę w tym życiu „karmi”, rozwija i dodaje energii. Niestety, ale współcześni ludzie nie potrafią (wiem, że to generalizowanie i uproszczenie, choć robię to świadomie) się regenerować i o swoją energię dbać.
Aktualnie (w czasie pandemii) większość moich klientów mówi np.: Marta, ale ja nie podróżuję. Jak mam odpoczywać?. I z jednej strony to rozumiem, bo też potrzebuję podróży, ale z drugiej strony pytam: A co może być alternatywą? Może mikrowyprawy, może po prostu spacery? Nie mogę chodzić na siłownie, to będę ćwiczyć w domu. Nie mogę chodzić na masaż, to może będę się szczotkować, olejować. Danie sobie prawa do relaksu, odpoczynku, regeneracji to jest to, czego bardzo potrzebujemy i to nas „leczy” od perfekcjonizmu.
Julia Cameron w książce pt. „Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę?” napisała takie słowa: Perfekcjonizm nie ma nic wspólnego z troską o jakość. Nie ma nic wspólnego z poprawkami. Nie ma nic wspólnego ze standardami. Perfekcjonizm to odmowa ruszenia naprzód. Co takiego czeka na te osoby, które zdecydują się na zmianę, porzucenie perfekcjonizmu w pracy? Gdybyś miała przemówić teraz językiem korzyści i wskazać TOP 3 korzyści płynące z rezygnacji z perfekcjonizmu – co by to było?
Po pierwsze, tego się nie zrozumie, to się poczuje. Jest to pewnego rodzaju lekkość życia i działania. Wyzwalanie się od perfekcjonizmu czuje się w klatce piersiowej, często w ramionach czy brzuchu. Osoby, które przestają działać perfekcyjnie, po prostu zaczynają lepiej się czuć same ze sobą, bo pozbywają się permanentnego napięcia i strachu, paraliżu, nieustającej analizy, kalkulacji, przeliczeń. Jak tego perfekcjonizmu nie ma w naszym życiu, to jest więcej lekkości.
Druga rzecz – bezcenna – lepsze relacje z samym sobą i innymi. Zacznę od tej z innymi. Perfekcjoniści są często „upierdliwi dla otoczenia”. Ciągle podnoszą oczekiwania, ciągle się czepiają, nigdy nie są zadowoleni. Kiedy wyzwolimy relacje od perfekcjonizmu, zaczniemy mieć więcej relacji opartych na wsparciu, zrozumieniu, docenianiu innych ludzi i akceptacji tego, że różni ludzie różnie działają i nie zawsze muszą działać perfekcyjnie – popełniają błędy, bo są ludźmi. Te lepsze relacje z otoczeniem są czymś naprawdę cudownym, czymś czego wszyscy potrzebujemy.
A lepsze relacje ze sobą? Uwalniając się od perfekcjonizmu, uciszamy naszego krytyka wewnętrznego. Perfekcjoniści stale toczą w swojej głowie wojnę na docinki: Mogłeś bardziej dokładnie to zrobić, Mogłeś szybciej, Trzeba było pomyśleć, Trzeba było się postarać, Inni o tym wiedzą, a ty nie. Im mniej tych głosów w naszej głowie, tym więcej sympatii i wsparcia dla siebie.
No i trzecia rzecz, to jest ta wspomniana kreatywność i spontaniczność. Myślę, że im mniej perfekcjonizmu w naszym życiu, tym więcej spontaniczności, lekkości, kreatywności, takiego szaleństwa, zabawy i radości. To jest bezcenne. Tak trzeba żyć!
Fot. nooi Dorota Dabińska-Frydrych, Waka Waka Fotografia Anna Trafisz